W drodze do Nubra Valley.

Ciekawostką jest, że w całym rejonie Laddakhu są w miarę porządne asfaltowe drogi (tak, to na zdjęciu to jest porządna droga asfaltowa w kategorii drogi azjatyckiej :)). Z uwagi na bliskie sąsiedztwo Kaszmiru i granicę z Pakistanem stacjonuje w tym rejonie bardzo dużo wojska i to oni dbają o przejezdność dróg. Bywają tak pięknie proste, równe odcinki, że aż by się chciało wsiąść za kierownicę. Zresztą na górskich serpentynach też ;-)

Widoki w drodze na Pangong Lake.

Te takie malutkie patyczki w dolinie to całkiem pokaźne słupy linii energetycznej. Ogrom tych gór jest niewyobrażalny... a to są jeszcze te "niskie" :)

Wspominałam coś o tych "logistycznych" wschodów słońca?... No to zapraszam na kolejny, tym razem w drodze na przełęcz Khardung-La (5359m n.p.m.) i dalej do Nubra Valley (jednego z najpiękniejszych miejsc na ziemi).

Jeden z tych wschodów słońca, których nie było w planie fotograficznym, a były "zaliczone" ze względów logistycznych.

Chyba już to wspominałam, ale nigdy w życiu nie wstawałam tyle razy między 4 a 5 rano, co na tym urlopie...

Codziennie rano mnisi zbierają się na modlitwy. W klasztorze Thiksey wzywani są za pomocą dźwięku trąb.

Żeby to usłyszeć, trzeba było wstać koło 5 rano, jeszcze przed wschodem słońca, gdy na dworze temperatura była bliska zeru, przejechać dobry kawałek samochodem i wdrapać się na górę na której stał klasztor. Ale było warto, wrażenie niesamowite...

Ujęcie z tego miejsca już było, ale jest tak cudne, że nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem jeszcze jednego kadru...

Wśród codziennych zajęć mnichów jest śpiewanie modlitw spisanych na takich karteczkach jak powyżej.

A trzeba przyznać, że te śpiewy, w ciemnych klasztornych salach, praktycznie a'capella, przy akompaniamencie tylko gongów i dzwonków, robią niesamowite wrażenie...

W klasztorach buddyjskich można spotkać dużo zdobień zawierających różne symbole. Moim ulubionym jest śriwatsa - zwana też "węzłem nieskończoności".

W regionach buddyjskich można ją spotkać naprawdę wszędzie -- na biżuterii, bramach wjazdowych, materiałach. Po pierwszej wyprawie do Nepalu do dziś mam breloczek z tym symbolem przy kluczykach do samochodu :)

"Mountains are calling and I must go"...

Czyli byle do majówki ;-)

Znalazłam jeszcze jeden uroczy wschód słońca nad Gangesem :)

Jedna z tych krótkich chwil, w czasie których słońce przebiło się przez chmury... Ale upolowanie takiego wschodu, że widać słońce pojawiające się nad linią horyzontu, ciągle przede mną :)

Wracałam do hostelu brzegiem Gangesu, kiedy zobaczyłam tego chłopaka siedzącego w drzwiach świątyni. To był jeden z tych momentów, kiedy strach przed tym, że sytuacja przeminie wziął górę nad rozsądkiem i zdjęcie jest zrobione z jakimiś totalnie przypadkowymi parametrami ;-)

Świt nad Angkor Wat, ujęcie kolejne.

Po cichu się przyznam, że trochę podciągnęłam te kolorki ;-)

Domki z kamyków są stawiane w różnych częściach świata. Jedno z ich znaczeń to "chcę tu wrócić". Jeżeli akurat to znaczenie było tu brane pod uwagę, to naprawdę wiele ludzi chce wrócić do Angkor Wat.

Pokryte mchem mury świątyni tworzą specyficzny klimat. Wystarczy zejść na mniej uczęszczane ścieżki, żeby się znaleźć w innym świecie...

Dość "powszechny" obrazek z kompleksu Angkor Wat - jedna z setek takich budowli.